Słowa wewnątrz nas i języki

Foto: Carla Orrego Veliz

Im więcej zna się języków tym bogatszy staje się świat, owszem, ale czasem żaden z nich nie wystarcza. Kasia Syty rozmawia z poetką Arazo Arif o agresji językowej, wrażliwych wielojęzycznych czułkach i dlaczego tak ważne jest dążenie do bycia zrozumianym.

Już zaraz po otwarciu jej debiutanckiego tomiku wierszy ”Mörkret inuti och fukten” (”Mrok wewnątrz i wilgoć”) wyczuwam charakterystyczną dla osób wielojęzycznych wrażliwość na zarówno braki języka jak i jego bogactwo. Czytam wersy:

Że też w języku, którym się tu mówi nie można powiedzieć
Wrażliwy
Zraniony

Bardzo mnie to porusza.

Wydrapuję z ciebie słowa
Od twoich łez
Robię się mokra

Chwilę potem dociera do mnie, że mam do czynienia z kimś kto nie tylko opanował język do perfekcji ale i kto, gdyby istniały mistrzostwa w rozciąganiu, rewolucjonizowaniu i wyżymaniu języka szwedzkiego, zdobyłby złoty medal. Chcę wiedzieć jak ona to robi. I czy potrafi odpowiedzieć na pytanie dlaczego poezja to takie wdzięczne narzędzie do ekspresji, mimo swojej zwartej formy.

Umówiłam się z poetką, scenarzystką i artystką sztuk wizualnych Arazo Arif w chyba najsłoneczniejszy dzień tej już drugiej pandemicznej wiosny, w kawiarni w dzielnicy Hägersten. To jeden z tych bardziej stresujących poniedziałków. Kiedy siadamy, Arazo pyta od razu czy nie będzie mi przeszkadzało, że podczas wywiadu pomaluje sobie paznokcie. Na jasnobrązowy kolor. Pytam czy to pomaga jej się skupić.

– Tak, jestem bardziej rozkojarzona kiedy robię tylko jedną rzecz na raz. Czy to dziwne?

Czy ja wiem.
– Greta Thunberg robi na drutach albo szydełkuje. Ja nie jestem w tym dobra. W sumie nigdy nie próbowałam. Robisz na drutach?

Nie, nigdy. Ja sobie czasem coś tam porysuję albo pomażę.
– Tak, to jak takie doodlowanie podczas rozmów przez telefon.
Swoją drogą, zrobiłaś niezły research na mój temat.

Nie mam zielonego pojęcia co znaczy doodlowanie, ale cieszę się, że Arazo nawiązuje do pytań, które wysłałam jej przed naszym spotkaniem. Ma w zupełności rację – przeszukałam cały internet, przeczytałam jej tomik poezji, dawne artykuły i wywiady, przesłuchałam jej podcast Looney Talks i słuchowisko grozy Sanning och konsekvens (Prawda i konsekwencje), które napisała dla podcastu Szwedzkiego Radia Skymningsland (Kraina zmierzchu). A teraz chcę skonfrontować tę wygooglowaną personę z człowiekiem, który przede mną siedzi.

Kiedy pytam Arazo Arif o znaczenie wielojęzyczności w jej życiu, staje się dla mnie oczywistym, jak ważną rolę jej języki odegrały dla sposobu postrzegania przez nią świata.
– Moi rodzice mówią różnymi kurdyjskimi dialektami. To prawie jak dwa odrębne języki, bo bardzo się od siebie różnią. W przedszkolu obowiązywał za to szwedzki. Ale moi rodzice mieli też wielu przyjaciół, z którymi rozmawiali po arabsku. Myślę, że stąd wywodzi się moje zainteresowanie językami. Bardzo wcześnie zaczęłam zastanawiać się nad tym kiedy, jak i co mówi się w różnych kontekstach.

Jaki masz stosunek do wszystkich twoich języków? Czy któryś z nich przychodzi ci łatwiej?
– To bardzo ciekawe. Jako dziecko oglądałam bardzo dużo telewizji, najczęściej z moją mamą. Kiedy oglądałyśmy amerykańskie seriale, musiałam jej zawsze tłumaczyć napisy na kurdyjski bo mama nie nadążała wtedy czytać po szwedzku. Tak w wieku siedmiu, ośmiu lat nauczyłam się angielskiego. Podobnie jak moje dwie najlepsze przyjaciółki z dzieciństwa. I tym sposobem zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą bardzo dużo po angielsku.

To fascynujące zjawisko, zupełnie nieznane mi do czasu mojej przeprowadzki z Polski do Szwecji. Tutejsze dzieciaki, które rozmawiają ze sobą po angielsku, z perfekcyjnym amerykańskim akcentem. Myślę od razu o moich szwedzkich przyjaciołach, którzy często przechodzą na angielski w zupełnie naturalny sposób, kiedy ze sobą rozmawiają, piszą do siebie i komunikują się przez media społecznościowe.
– Dla mnie i moich przyjaciółek to był język, w którym łatwiej nam się było wyrazić. Kiedy chciałyśmy pogadać o trudnych sprawach, albo podzielić się tajemnicami używałyśmy zawsze angielskiego. Moje pierwsze wiersze też były po angielsku.

To ostatnia odpowiedź jakiej bym się mogła spodziewać.
– Angielski był zawsze moim intymnym językiem. To angielskiego używałam, żeby wyrazić co czuję. Nawet teraz, kiedy jestem w domu sama myślę po angielsku. I tak, to naprawdę dziwne.

Kłócisz się też po angielsku?
– Może teraz już nie tak często, bo odbyłam dużo kłótni po szwedzku. Ale kiedy byłam młodsza, zdecydowanie tak. Pamiętam, kiedy jako dziewiętnastolatka kłóciłam się z moim ówczesnym chłopakiem i dzwoniłam do niego po pijanemu, żeby pokrzyczeć na niego po angielsku. Na co on reagował: czemu ty mówisz do mnie po angielsku?! Czy to nie chore, że dzwonisz do mnie, żeby się na mnie wydrzeć w obcym języku? A dla mnie to było wtedy normalne. Potem kiedy zaczęłam chodzić na kursy pisania odkryłam na nowo szwedzki. Ale mam w głowie wszystkie moje języki, i one się ze sobą mieszają.

Nie umiesz ani pisać ani czytać po kurdyjsku. Czy to frustrujące?
– I to jak. Bardzo chciałabym pisać po kurdyjsku i umieć w ten sposób wyrazić moje myśli, i czuję wielki smutek, że tego nie potrafię. Szczególnie biorąc pod uwagę opresję doświadczaną przez Kurdów.

Jak to wpłynęło na twoich rodziców? Status języka kurdyjskiego: to język, którym mówi jedna z największych grup etnicznych świata, nie posiadająca własnego państwa.
– Bardzo im zależało, żebym nauczyła się ich języka. Tak chcieli, żebym nauczyła się pisać po kurdyjsku. Ale ponieważ jednocześnie bardzo ważnym było, żebym dobrze radziła sobie w szwedzkiej szkole, nauka kurdyjskiego zeszła potem na drugi plan.


Foto: Carla Orrego Veliz

Jak zawsze najlepszym sposobem na wniknięcie do duszy narodu jest jego poezja. W poleconej mi przez Arazo dwujęzycznej brytyjskiej antologii poetek kurdyjskich, Women’s Voices from Kurdistan czytam wiersz A Widow’s Hopes Trîfy Doskî, przetłumaczony na angielski przez Yasera Hassana Aliego i Clémence’a Scalberta Yücela:

The homeland has become a mass grave 
and I cannot put down my foot anywhere, I fear I’ll step 
on your head; oh, you who once slept in my arms.

Moja ojczyzna stała się masowym grobem
nie mogę postawić nigdzie stopy, z lęku, że stanę
na twojej głowie; ach, tej, która kiedyś spała w moich ramionach.

Dostrzegam pokrewieństwo; tomik Arazo Arif też ocieka tęsknotą, smutkiem i bólem. Ma krwawo czerwoną okładkę z powiększonym śladem pobicia. Czytelnik musi fizycznie rozerwać strony tomiku, wyżyć się na nim, żeby dostać się do środka. Musi utożsamić się z rolą oprawcy. Dziennikarze opisują ”Mrok wewnątrz i wilgoć” jako poruszający obraz seksu, relacji rodzinnych i przemocy. ”Język Arif nie odcina się od tego co przerażająco trudne, ohydne czy chłodnie piękne.”

Niemal w każdym wywiadzie mówisz, że masz obsesję na punkcie przemocy. Że już od dzieciństwa dużo czytałaś o przemocy w rodzinie.
– To na pewno ma związek z byciem Kurdem i posiadaniem korzeni, które tak silnie są związane z przemocą. To coś w rodzaju znamienia, piętna cechującego kurdyjskie życie. Doświadczanie przemocy militarnej, politycznej i ekonomicznej. Widziałam od dziecka zdjęcia Kurdów, na których dokonywano przemocy. Chciałam zrozumieć, co skłania ludzi do użycia siły wobec innych, mimo świadomości jak bardzo jest to szkodliwe.

A twoja silnie rozwinięta świadomość językowa uczuliła cię pewnie na to jakie tematy porusza się w domu a jakie nie i dlaczego. Czy zastanawiałaś się kiedyś nad językową przemocą?
– Oczywiście. Najbardziej kiedy byłam aktywna w organizacji działającej na rzecz praw kobiet. Nie mówiąc już o widocznych coraz częściej w mediach brutalnych przesunięciach i przeformułowaniach różnych pojęć.

Jak twoim zdaniem się to objawia, te przesunięcia i przeformułowania?
– Chodzi o to, jakim ludziom udostępnia się przestrzeń medialną, a jakich się demonizuje. Jak buduje się narracje w mediach publicznych, jak formułujemy problemy i na czym się skupiamy. Dziesięć lat temu partia Szwedzkich Demokratów była otwarcie nazywana rasistowską partią z korzeniami w ruchu nazistowskim, a dziś to partia jak wszystkie inne, nikt już publicznie nie nazywa jej nawet ksenofobiczną. Te przesunięcia to w dużej mierze efekt normalizacji i uniewidoczniania rasizmu.

Mam wrażenie, że język szwedzki opanował do perfekcji sztukę mordowania poprzez używanie pozornie ”nieszkodliwych” opisowych sformułowań.
– Dokładnie! To mnie bardzo interesuje. Ta obłuda to nic więcej jak próba unikania konfrontacji. To przemoc subtelna, antykonfrontatywna. I bardzo niesprawiedliwa, bo bez możliwości konfrontacji, nie sposób się obronić.

Przywołuję znów w myślach fragment jednego z wierszy Arazo:

Na języku
Poszukiwanie słów które nas nie podzielą

Twój tomik cechuje bardzo silny i świadomy dobór słów. Wiersze kipią od palącej autentyczności, mroku i bólu; jednocześnie nie są nigdy pretensjonalne, przeciwnie, wszystkie słowa wydają się w nich niezbędne. Jak bardzo świadomie je dobierałaś, a dokładniej ich brzmienie?
– Aliteracje i muzykalność to elementy literackie, których używam najczęściej. To bardzo świadomy zabieg, ale to w sumie dlatego, że ja po prostu tak się wyrażam. Kiedy czytam moje pobieżnie zapisane notatki dostrzegam w nich rytm. Bardzo dużo bawię się językiem, używam podwójnych znaczeń.
Czytałaś może Glorię Gervitz? To meksykańska poetka, która od lat 70-tych pisze jeden i ten sam wiersz, Migracje. Bardzo mnie inspiruje językowo.


Arazo Arif regisserade tillsammans med Maida Krak den uppmärksammade kortdokumentären Yasin: See me shine, om rapparen Yasin, som släpptes 2021.

A jak to się stało, że zostałaś poetką?
– Romantyczna wersja mojej historii jest taka, że moja babcia była poetką. Była analfabetką i recytowała swoje wiersze na głos. Niesamowicie fascynujące – wyobraź sobie, że opanowała język na bardzo zaawansowanym poziomie. Kiedy spotkałam ją po raz ostatni, wpatrywała się we mnie – cierpiała już wtedy na demencję – i wyrecytowała niesamowicie wzruszający wiersz. Nigdy nie umiałabym zapisać go po kurdyjsku, bo też nie do końca wszystko zrozumiałam, był zbyt zaawansowany językowo. Opowiadał o byciu porzuconym przez dzieci, które wyemigrowały do Europy. Babcia nigdy nie umiała pisać, więc żaden z wierszy się nie zachował. Ale to może dlatego ja zostałam poetką.

Jakie są twoje ulubione wyrażenia? Które z nich chciałabyś wdrożyć do twoich pozostałych języków?
– Mam kilka takich. „Bo xô tsheta we” na przykład. Nie wiem jak je wytłumaczyć.

Spróbuj.
– Wyobraź sobie dwie osoby. Jedna wygląda na silną a druga nie. Ta słabsza zostaje zaatakowana. Po kurdyjsku można wtedy użyć tego wyrażenia, które oznacza, że ta osoba to łatwy cel. Mówi o słabości nie tyle zaatakowanej osoby, ale właściwie oprawcy, który był na tyle słaby, że zaatakował słabszego od siebie.

Przydatne wyrażenie.
– Bardzo. To zagrożenie, które odczuwamy, kiedy nie jesteśmy w stanie się obronić. I że masz w sobie coś co sprawia, że jest z ciebie easy target. A poza tym uwielbiam słowo ”barala.” Mam z dwójką moich kurdyjskich przyjaciół grupę na messengerze, która się tak nazywa. Metaforycznie używa się tego określenia o osobie, która się ciągle gdzieś włóczy. Jeśli dziecko pyta rodzica: Mogę wyjść z kolegami? Rodzic odpowiada: Dokąd znowu? Jesteś barala? Będziesz znowu się włóczyć po ulicach. Można też użyć tego słowa o osobie lekkich obyczajów. Uwielbiam je. Czuję się często jak barala.

Rozmowę przerywa nam kelnerka.
– I just want to ask you if next time, could you not do your nails in the café? It smells in the whole room.
– Oh, so sorry.
– Thank you so much.

Kiedy odchodzi, Arazo komentuje:
– Naprawdę tak śmierdzi?

Dla mnie nie.
– Bardzo mi ciężko być posłuszną, kiedy ktoś mi tak zwraca uwagę.

Właśnie widzę.
– Ona była bardzo miła, ale… Może ja już dokończę? Zostały mi tylko dwa paznokcie.

Mi to nie przeszkadza. I tak siedzimy tu same.
– Prawda? Dokończę. Ona w sumie powiedziała ”next time”.

Ja nie zarejestrowałam tego sformułowania. Arazo maluje dalej.

Nad czym teraz pracujesz?
– Nad powieścią i zbiorem esejów. Powieść opowiada o kobiecie, która przeprowadza się do Paryża ze Sztokholmu i próbuje ułożyć sobie tam życie. Ale szczerze mówiąc przechodzę teraz przez kryzys. Ta powieść musi się przeobrazić.

Chcesz opowiedzieć coś więcej o tym kryzysie? Kryzysy najczęściej dokądś prowadzą, nawet jeśli się tego w danej chwili nie czuje
– Byłam przekonana, że nie chcę się skupiać na przeszłości głównej bohaterki. Chciałam, żeby czytelnik poznał ją kiedy przybywa do Paryża i żeby śledził jej losy tam, nie znając prawdziwych powodów jej zachowań. Chciałam rzucić wyzwanie konwencjom narracyjnym i wypracować coś w rodzaju antynarracji, poczucie, że główna bohaterka jest zagadką. Ale doszłam do wniosku, że wykluczenie jej przeszłości to nie do końca dobry pomysł.

Bo czytelnik musi się identyfikować z bohaterką?
– Tak. I to jest bardzo ludzkie. Pomyśl na przykład jaką to robi różnicę, kiedy żebrak na ulicy mówi po szwedzku. W Szwecji automatycznie dostaje się wtedy więcej pieniędzy. Bo ludzie cię rozumieją – oczywiście pomijam tu kwestie rasizmu i nienawiści, bo chcę wierzyć, że nie wszyscy nienawidzą romskich żebraków. Ale to ciekawe, że jeśli nie jesteśmy się w stanie nawzajem zrozumieć, trudniej wzbudzić w nas poczucie wspólnoty. Taki właśnie mam problem z moją powieścią. Czuję, że nie rozumiem mojej bohaterki.

Jak dla mnie to po prostu bardzo rozwijający etap twojego procesu twórczego.
– Racja. Ale to straszne uczucie, bardzo dużo płakałam. Trzeba jednak pamiętać, że przy pisaniu tomiku wierszy miałam przynajmniej dziesięć takich kryzysów.

Mój ulubiony wers z twojego tomiku to: „rymmer orden mening i rummet som inte rymmer oss.” Czy słowa mieszczą się tam gdzie nie mieścimy się my. Trafiło mnie to prosto w serce.
– Tak, to moja refleksja na temat czy w ogóle jest jakiś sens wyrażania czegokolwiek w tym świecie.

No ale wobec tego skąd w twoim życiu ta potrzeba wyrażania się poprzez poezję?
– To takie dziwne. Zupełnie nie wiem skąd. Choć przechodziłam przez wszystkie możliwe fazy w życiu, to zawsze pisałam. Poezja, zarazem romantyczna i bolesna, stała się moim sposobem wyrażania uczuć. Odnalazłam w niej siebie…
Ech, nie wiem, czuję, że gadam trzy po trzy i zmyślam odpowiedź na twoje pytanie. A że tak naprawdę to może zasługa mojej babci. Coś w tym jest. Może to po prostu dziedziczne.

wstrząsasz mną kiedy mówisz
że tracisz kontrolę
nie wiem

co mam odpowiedzieć

czy jest coś w języku co może nas uzdrowić

Kasia Syty • 2021-05-24
Kasia Syty är filolog, kulturjournalist och cineast.


Słowa wewnątrz nas i języki

Foto: Carla Orrego Veliz

Im więcej zna się języków tym bogatszy staje się świat, owszem, ale czasem żaden z nich nie wystarcza. Kasia Syty rozmawia z poetką Arazo Arif o agresji językowej, wrażliwych wielojęzycznych czułkach i dlaczego tak ważne jest dążenie do bycia zrozumianym.

Już zaraz po otwarciu jej debiutanckiego tomiku wierszy ”Mörkret inuti och fukten” (”Mrok wewnątrz i wilgoć”) wyczuwam charakterystyczną dla osób wielojęzycznych wrażliwość na zarówno braki języka jak i jego bogactwo. Czytam wersy:

Że też w języku, którym się tu mówi nie można powiedzieć
Wrażliwy
Zraniony

Bardzo mnie to porusza.

Wydrapuję z ciebie słowa
Od twoich łez
Robię się mokra

Chwilę potem dociera do mnie, że mam do czynienia z kimś kto nie tylko opanował język do perfekcji ale i kto, gdyby istniały mistrzostwa w rozciąganiu, rewolucjonizowaniu i wyżymaniu języka szwedzkiego, zdobyłby złoty medal. Chcę wiedzieć jak ona to robi. I czy potrafi odpowiedzieć na pytanie dlaczego poezja to takie wdzięczne narzędzie do ekspresji, mimo swojej zwartej formy.

Umówiłam się z poetką, scenarzystką i artystką sztuk wizualnych Arazo Arif w chyba najsłoneczniejszy dzień tej już drugiej pandemicznej wiosny, w kawiarni w dzielnicy Hägersten. To jeden z tych bardziej stresujących poniedziałków. Kiedy siadamy, Arazo pyta od razu czy nie będzie mi przeszkadzało, że podczas wywiadu pomaluje sobie paznokcie. Na jasnobrązowy kolor. Pytam czy to pomaga jej się skupić.

– Tak, jestem bardziej rozkojarzona kiedy robię tylko jedną rzecz na raz. Czy to dziwne?

Czy ja wiem.
– Greta Thunberg robi na drutach albo szydełkuje. Ja nie jestem w tym dobra. W sumie nigdy nie próbowałam. Robisz na drutach?

Nie, nigdy. Ja sobie czasem coś tam porysuję albo pomażę.
– Tak, to jak takie doodlowanie podczas rozmów przez telefon.
Swoją drogą, zrobiłaś niezły research na mój temat.

Nie mam zielonego pojęcia co znaczy doodlowanie, ale cieszę się, że Arazo nawiązuje do pytań, które wysłałam jej przed naszym spotkaniem. Ma w zupełności rację – przeszukałam cały internet, przeczytałam jej tomik poezji, dawne artykuły i wywiady, przesłuchałam jej podcast Looney Talks i słuchowisko grozy Sanning och konsekvens (Prawda i konsekwencje), które napisała dla podcastu Szwedzkiego Radia Skymningsland (Kraina zmierzchu). A teraz chcę skonfrontować tę wygooglowaną personę z człowiekiem, który przede mną siedzi.

Kiedy pytam Arazo Arif o znaczenie wielojęzyczności w jej życiu, staje się dla mnie oczywistym, jak ważną rolę jej języki odegrały dla sposobu postrzegania przez nią świata.
– Moi rodzice mówią różnymi kurdyjskimi dialektami. To prawie jak dwa odrębne języki, bo bardzo się od siebie różnią. W przedszkolu obowiązywał za to szwedzki. Ale moi rodzice mieli też wielu przyjaciół, z którymi rozmawiali po arabsku. Myślę, że stąd wywodzi się moje zainteresowanie językami. Bardzo wcześnie zaczęłam zastanawiać się nad tym kiedy, jak i co mówi się w różnych kontekstach.

Jaki masz stosunek do wszystkich twoich języków? Czy któryś z nich przychodzi ci łatwiej?
– To bardzo ciekawe. Jako dziecko oglądałam bardzo dużo telewizji, najczęściej z moją mamą. Kiedy oglądałyśmy amerykańskie seriale, musiałam jej zawsze tłumaczyć napisy na kurdyjski bo mama nie nadążała wtedy czytać po szwedzku. Tak w wieku siedmiu, ośmiu lat nauczyłam się angielskiego. Podobnie jak moje dwie najlepsze przyjaciółki z dzieciństwa. I tym sposobem zaczęłyśmy rozmawiać ze sobą bardzo dużo po angielsku.

To fascynujące zjawisko, zupełnie nieznane mi do czasu mojej przeprowadzki z Polski do Szwecji. Tutejsze dzieciaki, które rozmawiają ze sobą po angielsku, z perfekcyjnym amerykańskim akcentem. Myślę od razu o moich szwedzkich przyjaciołach, którzy często przechodzą na angielski w zupełnie naturalny sposób, kiedy ze sobą rozmawiają, piszą do siebie i komunikują się przez media społecznościowe.
– Dla mnie i moich przyjaciółek to był język, w którym łatwiej nam się było wyrazić. Kiedy chciałyśmy pogadać o trudnych sprawach, albo podzielić się tajemnicami używałyśmy zawsze angielskiego. Moje pierwsze wiersze też były po angielsku.

To ostatnia odpowiedź jakiej bym się mogła spodziewać.
– Angielski był zawsze moim intymnym językiem. To angielskiego używałam, żeby wyrazić co czuję. Nawet teraz, kiedy jestem w domu sama myślę po angielsku. I tak, to naprawdę dziwne.

Kłócisz się też po angielsku?
– Może teraz już nie tak często, bo odbyłam dużo kłótni po szwedzku. Ale kiedy byłam młodsza, zdecydowanie tak. Pamiętam, kiedy jako dziewiętnastolatka kłóciłam się z moim ówczesnym chłopakiem i dzwoniłam do niego po pijanemu, żeby pokrzyczeć na niego po angielsku. Na co on reagował: czemu ty mówisz do mnie po angielsku?! Czy to nie chore, że dzwonisz do mnie, żeby się na mnie wydrzeć w obcym języku? A dla mnie to było wtedy normalne. Potem kiedy zaczęłam chodzić na kursy pisania odkryłam na nowo szwedzki. Ale mam w głowie wszystkie moje języki, i one się ze sobą mieszają.

Nie umiesz ani pisać ani czytać po kurdyjsku. Czy to frustrujące?
– I to jak. Bardzo chciałabym pisać po kurdyjsku i umieć w ten sposób wyrazić moje myśli, i czuję wielki smutek, że tego nie potrafię. Szczególnie biorąc pod uwagę opresję doświadczaną przez Kurdów.

Jak to wpłynęło na twoich rodziców? Status języka kurdyjskiego: to język, którym mówi jedna z największych grup etnicznych świata, nie posiadająca własnego państwa.
– Bardzo im zależało, żebym nauczyła się ich języka. Tak chcieli, żebym nauczyła się pisać po kurdyjsku. Ale ponieważ jednocześnie bardzo ważnym było, żebym dobrze radziła sobie w szwedzkiej szkole, nauka kurdyjskiego zeszła potem na drugi plan.


Foto: Carla Orrego Veliz

Jak zawsze najlepszym sposobem na wniknięcie do duszy narodu jest jego poezja. W poleconej mi przez Arazo dwujęzycznej brytyjskiej antologii poetek kurdyjskich, Women’s Voices from Kurdistan czytam wiersz A Widow’s Hopes Trîfy Doskî, przetłumaczony na angielski przez Yasera Hassana Aliego i Clémence’a Scalberta Yücela:

The homeland has become a mass grave 
and I cannot put down my foot anywhere, I fear I’ll step 
on your head; oh, you who once slept in my arms.

Moja ojczyzna stała się masowym grobem
nie mogę postawić nigdzie stopy, z lęku, że stanę
na twojej głowie; ach, tej, która kiedyś spała w moich ramionach.

Dostrzegam pokrewieństwo; tomik Arazo Arif też ocieka tęsknotą, smutkiem i bólem. Ma krwawo czerwoną okładkę z powiększonym śladem pobicia. Czytelnik musi fizycznie rozerwać strony tomiku, wyżyć się na nim, żeby dostać się do środka. Musi utożsamić się z rolą oprawcy. Dziennikarze opisują ”Mrok wewnątrz i wilgoć” jako poruszający obraz seksu, relacji rodzinnych i przemocy. ”Język Arif nie odcina się od tego co przerażająco trudne, ohydne czy chłodnie piękne.”

Niemal w każdym wywiadzie mówisz, że masz obsesję na punkcie przemocy. Że już od dzieciństwa dużo czytałaś o przemocy w rodzinie.
– To na pewno ma związek z byciem Kurdem i posiadaniem korzeni, które tak silnie są związane z przemocą. To coś w rodzaju znamienia, piętna cechującego kurdyjskie życie. Doświadczanie przemocy militarnej, politycznej i ekonomicznej. Widziałam od dziecka zdjęcia Kurdów, na których dokonywano przemocy. Chciałam zrozumieć, co skłania ludzi do użycia siły wobec innych, mimo świadomości jak bardzo jest to szkodliwe.

A twoja silnie rozwinięta świadomość językowa uczuliła cię pewnie na to jakie tematy porusza się w domu a jakie nie i dlaczego. Czy zastanawiałaś się kiedyś nad językową przemocą?
– Oczywiście. Najbardziej kiedy byłam aktywna w organizacji działającej na rzecz praw kobiet. Nie mówiąc już o widocznych coraz częściej w mediach brutalnych przesunięciach i przeformułowaniach różnych pojęć.

Jak twoim zdaniem się to objawia, te przesunięcia i przeformułowania?
– Chodzi o to, jakim ludziom udostępnia się przestrzeń medialną, a jakich się demonizuje. Jak buduje się narracje w mediach publicznych, jak formułujemy problemy i na czym się skupiamy. Dziesięć lat temu partia Szwedzkich Demokratów była otwarcie nazywana rasistowską partią z korzeniami w ruchu nazistowskim, a dziś to partia jak wszystkie inne, nikt już publicznie nie nazywa jej nawet ksenofobiczną. Te przesunięcia to w dużej mierze efekt normalizacji i uniewidoczniania rasizmu.

Mam wrażenie, że język szwedzki opanował do perfekcji sztukę mordowania poprzez używanie pozornie ”nieszkodliwych” opisowych sformułowań.
– Dokładnie! To mnie bardzo interesuje. Ta obłuda to nic więcej jak próba unikania konfrontacji. To przemoc subtelna, antykonfrontatywna. I bardzo niesprawiedliwa, bo bez możliwości konfrontacji, nie sposób się obronić.

Przywołuję znów w myślach fragment jednego z wierszy Arazo:

Na języku
Poszukiwanie słów które nas nie podzielą

Twój tomik cechuje bardzo silny i świadomy dobór słów. Wiersze kipią od palącej autentyczności, mroku i bólu; jednocześnie nie są nigdy pretensjonalne, przeciwnie, wszystkie słowa wydają się w nich niezbędne. Jak bardzo świadomie je dobierałaś, a dokładniej ich brzmienie?
– Aliteracje i muzykalność to elementy literackie, których używam najczęściej. To bardzo świadomy zabieg, ale to w sumie dlatego, że ja po prostu tak się wyrażam. Kiedy czytam moje pobieżnie zapisane notatki dostrzegam w nich rytm. Bardzo dużo bawię się językiem, używam podwójnych znaczeń.
Czytałaś może Glorię Gervitz? To meksykańska poetka, która od lat 70-tych pisze jeden i ten sam wiersz, Migracje. Bardzo mnie inspiruje językowo.


Arazo Arif regisserade tillsammans med Maida Krak den uppmärksammade kortdokumentären Yasin: See me shine, om rapparen Yasin, som släpptes 2021.

A jak to się stało, że zostałaś poetką?
– Romantyczna wersja mojej historii jest taka, że moja babcia była poetką. Była analfabetką i recytowała swoje wiersze na głos. Niesamowicie fascynujące – wyobraź sobie, że opanowała język na bardzo zaawansowanym poziomie. Kiedy spotkałam ją po raz ostatni, wpatrywała się we mnie – cierpiała już wtedy na demencję – i wyrecytowała niesamowicie wzruszający wiersz. Nigdy nie umiałabym zapisać go po kurdyjsku, bo też nie do końca wszystko zrozumiałam, był zbyt zaawansowany językowo. Opowiadał o byciu porzuconym przez dzieci, które wyemigrowały do Europy. Babcia nigdy nie umiała pisać, więc żaden z wierszy się nie zachował. Ale to może dlatego ja zostałam poetką.

Jakie są twoje ulubione wyrażenia? Które z nich chciałabyś wdrożyć do twoich pozostałych języków?
– Mam kilka takich. „Bo xô tsheta we” na przykład. Nie wiem jak je wytłumaczyć.

Spróbuj.
– Wyobraź sobie dwie osoby. Jedna wygląda na silną a druga nie. Ta słabsza zostaje zaatakowana. Po kurdyjsku można wtedy użyć tego wyrażenia, które oznacza, że ta osoba to łatwy cel. Mówi o słabości nie tyle zaatakowanej osoby, ale właściwie oprawcy, który był na tyle słaby, że zaatakował słabszego od siebie.

Przydatne wyrażenie.
– Bardzo. To zagrożenie, które odczuwamy, kiedy nie jesteśmy w stanie się obronić. I że masz w sobie coś co sprawia, że jest z ciebie easy target. A poza tym uwielbiam słowo ”barala.” Mam z dwójką moich kurdyjskich przyjaciół grupę na messengerze, która się tak nazywa. Metaforycznie używa się tego określenia o osobie, która się ciągle gdzieś włóczy. Jeśli dziecko pyta rodzica: Mogę wyjść z kolegami? Rodzic odpowiada: Dokąd znowu? Jesteś barala? Będziesz znowu się włóczyć po ulicach. Można też użyć tego słowa o osobie lekkich obyczajów. Uwielbiam je. Czuję się często jak barala.

Rozmowę przerywa nam kelnerka.
– I just want to ask you if next time, could you not do your nails in the café? It smells in the whole room.
– Oh, so sorry.
– Thank you so much.

Kiedy odchodzi, Arazo komentuje:
– Naprawdę tak śmierdzi?

Dla mnie nie.
– Bardzo mi ciężko być posłuszną, kiedy ktoś mi tak zwraca uwagę.

Właśnie widzę.
– Ona była bardzo miła, ale… Może ja już dokończę? Zostały mi tylko dwa paznokcie.

Mi to nie przeszkadza. I tak siedzimy tu same.
– Prawda? Dokończę. Ona w sumie powiedziała ”next time”.

Ja nie zarejestrowałam tego sformułowania. Arazo maluje dalej.

Nad czym teraz pracujesz?
– Nad powieścią i zbiorem esejów. Powieść opowiada o kobiecie, która przeprowadza się do Paryża ze Sztokholmu i próbuje ułożyć sobie tam życie. Ale szczerze mówiąc przechodzę teraz przez kryzys. Ta powieść musi się przeobrazić.

Chcesz opowiedzieć coś więcej o tym kryzysie? Kryzysy najczęściej dokądś prowadzą, nawet jeśli się tego w danej chwili nie czuje
– Byłam przekonana, że nie chcę się skupiać na przeszłości głównej bohaterki. Chciałam, żeby czytelnik poznał ją kiedy przybywa do Paryża i żeby śledził jej losy tam, nie znając prawdziwych powodów jej zachowań. Chciałam rzucić wyzwanie konwencjom narracyjnym i wypracować coś w rodzaju antynarracji, poczucie, że główna bohaterka jest zagadką. Ale doszłam do wniosku, że wykluczenie jej przeszłości to nie do końca dobry pomysł.

Bo czytelnik musi się identyfikować z bohaterką?
– Tak. I to jest bardzo ludzkie. Pomyśl na przykład jaką to robi różnicę, kiedy żebrak na ulicy mówi po szwedzku. W Szwecji automatycznie dostaje się wtedy więcej pieniędzy. Bo ludzie cię rozumieją – oczywiście pomijam tu kwestie rasizmu i nienawiści, bo chcę wierzyć, że nie wszyscy nienawidzą romskich żebraków. Ale to ciekawe, że jeśli nie jesteśmy się w stanie nawzajem zrozumieć, trudniej wzbudzić w nas poczucie wspólnoty. Taki właśnie mam problem z moją powieścią. Czuję, że nie rozumiem mojej bohaterki.

Jak dla mnie to po prostu bardzo rozwijający etap twojego procesu twórczego.
– Racja. Ale to straszne uczucie, bardzo dużo płakałam. Trzeba jednak pamiętać, że przy pisaniu tomiku wierszy miałam przynajmniej dziesięć takich kryzysów.

Mój ulubiony wers z twojego tomiku to: „rymmer orden mening i rummet som inte rymmer oss.” Czy słowa mieszczą się tam gdzie nie mieścimy się my. Trafiło mnie to prosto w serce.
– Tak, to moja refleksja na temat czy w ogóle jest jakiś sens wyrażania czegokolwiek w tym świecie.

No ale wobec tego skąd w twoim życiu ta potrzeba wyrażania się poprzez poezję?
– To takie dziwne. Zupełnie nie wiem skąd. Choć przechodziłam przez wszystkie możliwe fazy w życiu, to zawsze pisałam. Poezja, zarazem romantyczna i bolesna, stała się moim sposobem wyrażania uczuć. Odnalazłam w niej siebie…
Ech, nie wiem, czuję, że gadam trzy po trzy i zmyślam odpowiedź na twoje pytanie. A że tak naprawdę to może zasługa mojej babci. Coś w tym jest. Może to po prostu dziedziczne.

wstrząsasz mną kiedy mówisz
że tracisz kontrolę
nie wiem

co mam odpowiedzieć

czy jest coś w języku co może nas uzdrowić

Kasia Syty • 2021-05-24
Kasia Syty är filolog, kulturjournalist och cineast.